Koniec końców zawsze walczę z wami sama. Zawsze sama zostaje na placu bitew nierownych. Nawet, gdy wprost proszę o wsparcie. Powinnam się przyzwyczajać. Ściągnąć skrzydła z grzbietu i rzucić się w przepaść bez żadnej, nawet mistycznej asekuracji. Tego nie powinnam, ale nie mam ani sił, ani wyboru. Mogę tylko unosić brwi i patrzeć, jak wszystko się sypie. Żegnaj nam dostojny stary porcie.