Nawet nie chce mi się łapać tchu. Albo nie mam sił.
Tu nie ma powietrza, którym bym mogła oddychać. Jakby jakaś wielka łapa trzymała mnie za gardło. Miażdżyła krtań. Wdzierała sie do gardła, wyrywała oskrzela, penetrowała płuca, gniotła je i tłamsiła.
Szukam pokrzepienia, ale nadarmo.
To nie tak powinno być. Powinno być na odwrót.