tak, celowo.
zostawiam rozrzuconą po ziemi skorupę. wdeptuję stal w ziemię. na nowy chapter mamy coś lepszego. kolczugę z największego księżyca Saturna.
przywdziewam ten pancerz dokładnie.
będzie służył mi dłużej.
zbroję się po cichu, pomału.
jeszcze nie mam broni.
ale już nie latam nago w panice.
wiele szumów dźwięczy w mojej głowie. jak źle dostrojone radio.
czy mam dać się przekupić?
może. w zamian za eliksir zapomnienia. albo cios jelcem w potylicę, kurwa mać. tak jakbym miała jakiś jebany guzik restarrrrtu. nie mam! nigdy nie miałam! zostawiam za sobą na drodze sporo różnego balastu. zwłaszcza ostatnio. umacniam się i brnę, niemal sama. czasem. a czasem, na co dzień, z wilkiem u nogi, u boku.