kończy się. pokracznie i nie tak jak powinno. a gdy kiedyś znów się zacznie, nie powiem ani słowa. zrobię to samo co teraz. powegetuję i popiję. i będę udawać, że to normalne metody. ale żeby nie było (że wszysko jebnie na pół), próbowałam inaczej. próbowałam. ale nie ma to jak stare, sprawdzone metody, ey.
żałowałam, żałowałam, żałowałam. nigdy więcej nie chce tak żałować. mniej bym żałowała, jakbym dała dupy pod latarnią, wtedy bym tam była, bym się oczyściła i wszystko by kurwa wskoczyło na swoje miejsce. a tak się dalej siłuję z tymi jebanymi wybitymi stawami.
kurwa.
powinnam to wiedzieć.
liczy się do jednego.
wiedziałam, ale coś mi się pomieszało.
raz.
ja.
dalej liczyć nie można.