środa, 28 czerwca 2017

OFtop

          To był tylko dźwięk. Jak skrzypnięcie drzwi. Potężnych drzwi, gigantycznych, z kamienia i rdzy. Odgłos gorszy niż wrzask w ciemności, gorszy niż wiatr zawodzący, jakby niósł ze sobą tysiące dusz. Tak witała się śmierć. Zgrzytem pękających ścian.
          Ścian, pod którymi stałeś.
When I heard that sound
When the walls came down
I was thinking about you

          Chyba zaczęłam krzyczeć, widząc, że reaktor się wali i wiedząc, że ty tam jesteś. Chyba wołałam głośno twoje imię. Na pewno biegłam. Biegłam jak opętana, z miejsca, w którym kazałeś mi czekać, na to, w którym miałeś zginąć. Nie wiem, co sobie myślałam, że zdążę? Że nakryję cię swoim ciałem, jakby to mogło coś zmienić? Może po prostu chciałam zginąć tam razem z tobą i nie musieć wieść tego pustego życia, jakie właśnie się przede mną otwierało.
          Energia Mako wylewała się z pęknięć jak lawa z wulkanu, jak ektoplazma. Półpłynna lepka mgła, unosiła się w powietrzu, odporna na grawitację. Patrzyłam na to wszystko z boku, jakbym opuściła swoje ciało. Widziałam swoje oczy, przecinały je pionowe źrenice, a Mako zmieniała ich kolor na fosforyzującą zieleń. Nie pamiętam wiele więcej, pochłonięta resztką nadziei, spalałam mięśnie, chodź wiedziałam, jak to się skończy.

          Moje oczy są nadal zielone. Odkąd cię nie ma, nie istnieją inne kolory. Tylko szarość i ta chorobotwórcza energia. Jej opary wciąż trzymają się blisko ziemi, na której walczyłam u twojego boku i z której podstępem mnie przegoniłeś. Nigdy nie opuściłam tego miejsca. Jestem zjawą sektora Ósmego. Trzymam się ziemi tak samo jak ty. I Mako. Jeśli mamy zgnić, kochanie, chociaż gnijmy razem, skoro nie zdążyliśmy zrobić niczego innego.
When my skin grows old
When my breath runs cold
I'll be thinking about you

          Łudziłam się do samego końca. Nie przestałam biec, dopóki na własne oczy nie zobaczyłam, jak reaktor wybucha, a fala eksplozji nie zwaliła mnie z nóg. Skoro nawet ja odczułam to tak mocno, no to powiedz, co mogło z ciebie zostać?
          Proch i te nieśmiertelne pilotki.
          W głowie słyszałam twój głos.
           „Och, dobrze. Przynajmniej skończymy dziś wcześniej.
          Dlaczego to powiedziałeś, dlaczego akurat dzisiaj. Czy przeczuwałeś, co się wydarzy, czy od początku wiedziałeś, że będzie to misja samobójcza.
          Gdzie teraz miałam znaleźć odpowiedź. Kogo zapytać. Co zrobić.
          Nie wierzyłam, że to się działo. Przecież przed chwilą byłeś tuż obok.

          — Jestem tuż za tobą — mówisz spokojnie, tak jakby wokół nie szalały płomienie. Twoje długie, czerwone włosy, szarpane wiatrem, otulają mój policzek, wpadają do ust. Zabezpieczasz moje tyły. Wiem, bo opieram się o twoje plecy. Stoimy ramię w ramię. Możesz na mnie liczyć. Mogę na tobie polegać.
          W sumie, już od dawna na sobie polegamy, prawda? Żadne z nas nigdy nie powiedziało tego głośno, ale…
It was almost love
It was almost love

          Nawet jeślibyś przeżył, mnie czekałoby życie w strachu przed tym, że pewnego dnia znów się go najem. Że w końcu cię stracę. I kiedyś nie nadejdzie już żadna ulga. Nie okaże się, że się myliłam. Bo kiedyś będziesz musiał umrzeć. Jak my wszyscy.

          Dlatego wtedy biegłam. Żebyś mnie zabrał ze sobą. Żebym nie musiała przez to wszystko przechodzić. Przecież, koniec końców, i tak nic ze mnie nie zostało.

Obserwatorzy

Archiwum bloga

Nał łot?

All eyes on the hidden door.

z czym się je paranoje

niekoniecznie o niedorzecznym.

Madness team: super, dark RAGE; cold, full of non-fulfilment WRATH; creepy, terrific ENVY and most of powerfull SADNESS (sa, sa sa samertajm!)

Statystyka