To nie jest łatwe, każdą jedną katastroficzną wizję przerabiać w materiał na zaledwie thriller. To nie tak, że ja w to sama nie wierzę, bo tylko ta możliwość sprawia, że funkcjonuję względnie normalnie. Oddycham, prawie zawsze. Jem, tylko bez apetytu. Zasypiam, w końcu.
- Wszystko będzie dobrze, prawda?
- Jasne, no pewnie.
Prawie nie zatrząsł mi się głos.
Mówisz mi, że nie masz siły i że dobrze ze mną rozmawiać, bo stawiam cię do pionu. A ja ci zazdroszczę, tak po prostu. Wypinałaś się na mnie przez większość mojego życia i to dziwne, że teraz ja mam ci dawać wsparcie i robię to, cholera, bez protestu. Ostatnio robię dziwne rzeczy, które nie są sparowane z moją naturą. Potem czuję się źle. Bo nie jestem z tym kompatybilna. Jakby reagowały jakieś mechanizmy "zrób to, bo będzie jeszcze ciężej". A niech, kurwa, będzie. I tak długo nie utrzymam pionu.
A moje podłogi nie mają dywanów. Moje podłogi krzyczą, podkładają mi nogi. Moje podłogi są pijane bardziej niż ja, wchłaniają alkohol, który rozlewam, zamiast wlać mi go do gardła, jakże niekulturalnie. Na moich podłogach to co szklane i ośmieli się spaść, musi się rozbić. Takie podłogi kładłam. W poziomie.