Oglądam upały w strugach słonych wilgoci.
Może nie tak, a może sens ma paradoks.
Szklane kule, metaliczne dźwięki. Kiedy uderzają o siebie, nie można złapać tchu. Wtedy dzieje się coś filigranowego. Szklane fantazje. Przypominają tą grę, no nie? Nie można ich rozBIĆ, ale można je ROZbić.
Żyjesz, umierasz i krwawisz dla nich, no przecież ci mówił, że właśnie tak będzie.
Pamiętam wszystkie swoje zachłyśnięcia. Zbierają się do kupy. Na raz ściskają mi krtań. Wolę tak, wolę niedobór syfiastego powietrza, wolę się krztusić, wolę pamiętać, wolę być tam, niż tu.
Powiedz mi, czy umiesz tak pieprzyć? Tak mącić? Tak bez składu pierdolić?
Otwórzcie okna. Otwórzcie na chłód.
Byłabym naszym wyzwoleniem.
Nożem na gardle.
Nogą w grobie.
Wycieńczeniem.
Byłabym, ale mi się nie chce.
Zaczekajmy na swoją kolej.