złoto, królestwo i rente babci za wenę.
zauważam równowagę.
drę ryja często, no, może nawet codziennie. mam na myśli darcie z taką częstotliwością napierdalania decybelami, że sąsiedzi mogli by się zaniepokoić. no kurwa tak mam. albo przynajmniej usłyszeć coś bez konieczności trzymania szklanki przy ścianie. Jednak z niemal równą gwałtownością i głośnością wybucham śmiechem. Obserwując to zwyczajnie niezwyczajne zjawisko, dochodzę do wniosku, że udaje mi się nawet przeplatać spazm złości spazmem śmiechu i to - podkreślić wypada - całkowicie naturalnie, bez grama trudnego sarkazmu. To z dystansu budzi trochę mój niepokój. Nigdy nie aspirowałam do tytułu człowieka roku w kategorii "Normalność", ale... żeby jednocześnie się wkurwiać i cieszyć...? Czy ja wiem czy to jest w porządku?