ostatnio bywam bezsensu nieszczęśliwa.
na siłę robię z siebie ofiarę.
moze to ten jesienno-zimowy pms, no wiecie, atakuje ze zdwojoną siłą, płaczesz bez powodu, wszystko jest beznadziejne, nawet rysa na kafelce w kuchni doprowadza cie do rozstroju żołądka, a włosy siwieją, bo zdajesz sobie sprawę, że dnia wciąż ubywa. huehuehueh. czekaj, wczoraj się popłakałam, bo spod koca wystawały mi stopy i do tego słuchałam piosenki z gladiatora (Remember! When your dreams have ended!).
A dzisiaj złamałam dietę i kupiłam sobie desperadosa i stwierdzam własną żałosnosć i żałosność tej zimy-nie-zimy.
Luz, jakos to będzie.
Zrobię na święta meksykańskie pierogi, sake i pierniki z wulgarnymi napisami i jakoś to, kurwa, musi być! ^^
Nie ma co płakać, Mil. Jakby co, wypierdolimy choinkę przez okno i damy, kuźwa, radę.
Hm. Ostatnio mi paranoi coś się namnożyło.
A. Jutro wybieram się na zawał. Także jakby karetka nie zdążyła... Gut baj :D