On the wind I heard a sigh
As the snowflakes cover my fallen brothers
Długo mi zajmie dochodzenie do siebie. Duża czasu upłynie, zanim smutek stopnieje.
Za mocnoza bardzoza dużo.
Płytki oddech, ręce na twarzy, bo trochę wstyd łkać tak publicznie duzej dziewczynce, ale co zrobić, co zrobić, mamo, ginęli moi przyjaciele, ci, którzy wychowali mnie lepiej, niż ty.
Some folk we never forget
Some kind we never forgive
I stąd ta nadinterpretacja.
Myślę, że dlatego mogę pozwolić sobie na żałobę.
To było po prostu po ludzku zwyczajnie straszne. Oglądać coś takiego po raz trzeci, tym razem z mocnym pierdolnięciem z czwartego rzędu.
I teraz będę odtwarzać to w swojej głowie, raz po raz, pogłębiając lament.
Widzę tylko stal, przechodzącą przez życie. Najpierw on, potem jego brat.
To, że wiedziałam, czego się spodziewać tylko wszystko pogorszyło.
Widzę jak spadasz. Jak leżysz u stóp brata. Ból w jego oczach. Ból i cień tej pierdolonej śmierci.
No i finał na koniec, taki deser dla wysublimowanego smaku histerii.
Król spod Góry. Zbyt uparty, zbyt chciwy, zbyt odważny, zbyt lojalny. Taki, jak ja, bo tego się nauczyłam.
Banalne, ale jak powstrzymać łamiące się serce?
Nie miałam specjalnego wyboru. Też brałam udział w tym quescie. Oni mnie ukształtowali, nadali mi formę i rys charakteru, powinnam za nimi płakać, za towarzyszami dzieciństwa, które ostatecznie się dla mnie skończyło.
i tylko...:
if we should die tonight
then we should all die together
powinnam.